Wiele osób myśli, że przeszłość nie ma znaczenia, że ważniejsze jest tu i teraz. Ale ja myślę, że człowiek potrzebuje jakiegoś głębszego uzasadnienia, jakiegoś głębszego sensu.
O odkrywaniu korzeni i liderowaniu edukacyjnym przedsięwzięciom rozmawiamy z naszą absolwentką, Grażyną Kapaon, dyrektorką Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce oraz prezeską Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w Programie Liderzy PAFW?
Zdecydowanie debaty oksfordzkie. To był dla mnie ogromny stres. Wystąpienia publiczne to zawsze było dla mnie wielkie przeżycie. Unikałam ich, jak mogłam, bo pomimo iż pełnię funkcję dyrektorki szkoły, to w mojej naturze nie ma śmiałości. Jest raczej nieśmiałość. Ale był taki moment, kiedy zaplanowana debata dotyczyła wieku, w którym dzieci powinny iść do szkoły. Ten temat był tak związany z moją pracą, że trudno było mi uniknąć wystąpienia. Bardzo się denerwowałam, ale się przełamałam. Potem zaczęłam organizować debaty u nas w szkole. Odbył się turniej między klasami, a potem miedzy szkołami. Zorganizowałam też debaty dla nauczycieli, oraz w gminie z udziałem samorządowców.
Na czym dokładnie polega debata oksfordzka?
Podczas takiej debaty dwa zespoły dyskutują ze sobą nad jakąś tezą. Członkowie zespołów popierają lub negują tezę niezależnie od tego, jaki jest ich rzeczywisty pogląd. Debatę prowadzi marszałek udzielając głosu. Zespoły mają ograniczony czas wystąpień. Jest także publiczność, która może zadawać pytania mówcom.
Podczas debat w szkole miałam możliwość obserwować, jak udział w nich i przygotowanie się do dyskusji wpływa na rozwój gimnazjalistów. Bardzo przyjemnie było obserwować, jak oni się rozwijają, jak się uczą, jak się zmieniają.
A co zmieniło się w Tobie podczas Programu?
Dał mi poczucie siły i głębokie przekonanie, że to co robię jest cenne, że ma wartość, że jest istotne dla społeczności, dla mieszkańców. Bo często jednak nie dostaje się takiego potwierdzenia na co dzień. Szkoła Liderów to jest w ogóle najlepsza szkoła, do jakiej uczęszczałam w życiu. Ukończyłam kilka kierunków studiów podyplomowych, ale nic nie było dla mnie tak ważne, jak udział Programie Liderzy PAFW. To najwięcej we mnie zmieniło, dało ogromne poczucie siły. Poznałam niezwykłych ludzi, o bardzo różnych poglądach. Program pomógł mi lepiej zrozumieć inność, nauczyć się porozumiewać z kimś, kto ma zupełnie inne spojrzenie, niż ja, zupełnie inaczej, patrzy na świat, na życie. Pomógł mi rozwinąć się w tych relacjach. Dał poczucie wartości ogromne.
Czy wcześniej czułaś się liderką?
Nigdy się tak nie postrzegałam. Choć potrzebę przewodzenia miałam od dziecka. Wychowało mnie harcerstwo – najpierw byłam zuchem, potem instruktorem, potem komendantem szczepu. Kiedy przeprowadziliśmy się z mężem na wieś, wystartowałam w konkursie na dyrektorkę szkoły, bo pomyślałam, że trzeba tą rzeczywistość wokół siebie zmieniać. Pewnie znaczenie miało to, że miałam dzieci w wieku szkolnym – mamy z mężem siedmioro dzieci i chciałam, żeby one chodziły do fajnej szkoły, żeby była dobra i na miarę czasu. Chciałam, żeby było ciekawie, przyjaźnie, żeby ona była nawet tak wizualnie ładniejsza. Z potrzeby tworzenia i kreacji wystartowałam w konkursie i myślę, że sporo udało mi się zmienić. Dyrektorką jestem od 2001 roku, czyli już ponad 16 lat. Zrobiliśmy remont, znaleźliśmy pieniądze na naprawę cieknącego dachu, wybudowaliśmy boisko. To była taka po PRL-owska szkoła, a ja chciałam żeby była nowoczesna. Wyposażyliśmy pracownię komputerową, bibliotekę, zorganizowaliśmy pokój nauczycielski – którego wcześniej nie było. Przyszedł też moment na pracę z zespołem. W tym czasie dużo się uczyłam i korzystałam z zewnętrznej pomocy. Ogromnym moim szczęściem było to, że poznałam ludzi z Centrum Edukacji Obywatelskiej – organizacji, która, tak jak Szkoła Liderów, wspierana jest przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. W CEO korzystałam z różnych programów. Pierwszym, w którym wzięłam udział, to był program „Śladami przeszłości, uczuciowe adoptują zabytki”, który nawiązywał do historii, do tożsamości lokalnej, do tradycji. Potem były kolejne. Taki główny, który pozwolił mi się rozwinąć, to był program „Szkoła ucząca się”. W tej chwili współpracuję z CEO – trochę jako tutor, trochę jak ekspert, trochę jak trener. Przekazujemy innym szkołom nasze doświadczenia.
Potrzeba działania i zmieniania była we mnie zawsze, tylko nigdy nie nazywałam tego liderowaniem. Moje liderstwo to jednak głównie edukacja, ta mała szkoła w Strachówce.
Jak powstało Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska?
Kiedy sprowadziliśmy się do Annopola, kilka kilometrów od Strachówki, od razu doszły do nas słuchy, że są jakieś związki Norwida z tym miejscem. To nas zaciekawiło. Była tutaj ulica Norwida, a Strachówka to jest bardzo mała wieś, w bardzo małej gminie – najmniejszej w powiecie wołomińskim. Mąż zaczął to sprawdzać. I okazało się, że rzeczywiście, w Strachówce mieszkała rodzina Norwida, jego pradziadkowie, jego babcia. Tutaj też poznali się jego rodzice, pobrali się w pobliskim kościele w Sulejowie. Cała ta historia nie była znana mieszkańcom. Pomyśleliśmy, że to jest wielka sprawa, niesamowita historia. Norwid – postać niezwykła. Zaczęliśmy dowiadywać się więcej i okazało się że mieszkamy w niezwykłym miejscu.
Dlaczego to było takie ważne? Dlaczego taka pamięć historyczna jest istotna?
To jest tak naprawdę pytanie o to, czy istotna jest tożsamość. Ja myślę, że ważnym jest, żeby człowiek wiedział, jakie są jego korzenie, skąd „wyrasta”, w jaki sposób powstał ten świat wartości, na których dziś buduje. A o Strachówce wcześniej ludzie mówili tylko tyle, że to jest taka mała wieś. Krąży tu taka anegdota, że jeden z lokalnych polityków, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, powiedział, że Strachówka do Unii nie wchodzi. Że Polska wchodzi, ale Strachówka nie. Że Strachówka jest mała, biedna, wrony zawracają, nic tu nie ma, jedyne, co można zrobić, to zaorać.
Więc kiedy zobaczyliśmy, że mamy taką historię, taką w pewnym sensie perłę, pomyśleliśmy, że musimy coś zrobić, żeby o tym ludziom opowiedzieć. To są przecież ważne rzeczy. Pradziadek Norwida Józef Sobieski, w prostej linii z rodu króla Sobieskiego, był posłem na Sejm Wielki. Norwid to jest ważna postać dla polskiej kultury. W wielu miejscach, nawet niewielki kamień, który pozostał po wielkich wydarzeniach, jest powodem do pielęgnowania legendy miejsca, na tym też buduje się jego promocję, a tu jest taka szansa i nikt o tym nie wie.
Dla nas ważne było też to, że wokół Strachówki jest wiele miejsc, z którymi związana była rodzina Norwida. Szukanie tych śladów stało się pretekstem do tego, żeby pokazywać, czym są więzi, czym jest rodzina, dlaczego ona jest ważna.
Pokazywaliśmy, że ważne jest odkrywanie swojej historii. Że to jest ważne dla dzieci, dla młodzieży, że ważne jest to, żeby wiedzieli, kim był dziadek, babcia, pradziadek. Dzięki poszukiwaniom można wiele odkryć. Te odkrycia są ważne, bo dzięki nim człowiek ma zakorzenienie, i w miejscu, i w wartościach. Dzięki temu ma małą ojczyznę. Ma większą świadomość otoczenia, ale też większą świadomość siebie, wiedzę o sobie samym.
Wiele osób myśli, że nie ma to znaczenia, że ważniejsze jest tu i teraz, ważniejsza jest przyszłość, niż przeszłość. Ale ja myślę, że człowiek potrzebuje jakiegoś głębszego uzasadnienia, jakiegoś głębszego sensu. Jeżeli żyjesz w jakimś miejscu, to siłą rzeczy przywiązujesz się, utożsamiasz. Tu jest mój dom, moi sąsiedzi. A każde miejsce ma jakąś swoją przeszłość. Dużą przyjemność mi sprawia, kiedy mówię, że jestem ze Strachówki, a mój rozmówca wie, że to jest ta Strachówka norwidowska. Jestem dumna z tego, że ktoś zna moją miejscowość. To jest jakoś dla mnie ważne. Odkrywanie Norwida dla siebie, ale też dla innych, zaprowadziło nas daleko.
Od razu działaliście jako stowarzyszenie?
Początkowo działaliśmy jako grupa nieformalna. Stowarzyszenie powstało w 2009 roku. Kolega powiedział mi, że jest taki konkurs dotacyjny Fundacji Wspomagania Wsi i tak powstał projekt „Tu się poznali rodzice Cypriana Norwida”. Plakat, który wtedy powstał, posłużył nam jako wzór dla sztandaru szkoły, a potem jako wzór dla muralu, który znajduje się na jej ścianie. Teraz przygotowujemy przewodnik po Rzeczpospolitej Norwidowskiej – tą nazwą określiliśmy miejsca, z którymi związana była rodzina Norwida. Zorganizowaliśmy też wiele wystaw, koncertów i konkursów, wydaliśmy kilka informatorów i książkę. Zorganizowaliśmy dwie duże konferencje norwidowskie z udziałem naukowców.
Czy czujecie, że to wpływa na poczucie tożsamości mieszkańców?
Myślę, że tak, bo coraz więcej osób włącza się w nasze projekty. Od 14 lat w ostatnią niedzielę kwietnia organizujemy Vademecum – w korowodzie weselnym rodziców Cypriana Norwida. W ostatnią, bo 25 kwietnia 1818 roku pobrali się rodzice Norwida. Na początku robiliśmy to sami, teraz w organizację włączają się koła gospodyń i biblioteka gmina, rada rodziców i wiele pojedynczych osób. Jest korowód weselny, bryczka jedzie ze Strachówki do Sulejowa. W korowodzie jedzie też szlachta. Młodzież przebiera się i przygotowuje poloneza. Angażuje się w to wielu ludzi. Myślę, że ludzie zyskali poczucie dumy. Jest też promocja, przyjeżdża radio i telewizja. Nauczyliśmy się współpracować ze sobą, poznaliśmy się lepiej. Różne osoby organizują przy tej okazji swoje warsztaty – mogą zaprezentować swoją pracę i siebie. Dzieci z pierwszej klasy recytują Norwida. Przywracamy też Norwida ludziom spoza Strachówki – co roku organizujemy konkurs o jego życiu i twórczości.
A jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do Annopola?
W 1989 roku postanowiliśmy przenieść się tu z Legionowa. To była przeprowadzka z dużego miasta do lasu. Rodzina męża ma tu dom, który ma już ponad sto lat, był wybudowany jako letniak. W ogrodzie stoi figura Matki Boskiej. Jak rodzina nas pytała, co będziemy robić na tej wsi, bez pracy, w domu do remontu – bo to był w Polsce taki trudny czas, rok wielkiej zmiany, to mówiliśmy, że będziemy zapalać Matce Boskiej światełko i będziemy kustoszami miejsca. I chyba tak zostało.
Tekst: Małgorzata Łojkowska